Ciągle coś...
Wczoraj nie pisałam nic o pracach, które w tym tygodniu przeprowadziliśmy.
Na budowę w końcu przyjechały bloczki fundamentowe, w ilości 1300 - reszta, której brakuje dojedzie, cement (kupił podwykonawca, już się rozliczyłam), piach - dwie wywrotki. Tu też miałam okazję przekonać się, że głupota bywa zaraźliwa. Jestem w pracy - telefon: szefowa, nie mam piachu. Cisnęło mi się: to sobie przynieś, ale grzecznie zapytałam czy zamówi czy ja mam się tym zająć. Zastanowiło mnie jednak, gdzie podział się piach, który w zeszłym tygodniu zamówiliśmy. Okazało sie, że to nie "złodzieje" taczkami wywieźli, tylko hydraulicy zużyli do podsypki. Niestety, nikt mi o tym nie wspomniał. Minęło 15 minut, znowu telefon: tym razem hydraulik. Znowu słyszę, że potrzebny jest piach. Okazuje się, że panowie wykonawcy, którzy razem na jednej działce pracowali, nie potrafili dogadać się ze sobą. Wykonawca objechał hydraulików za to, że bez pytania zabrali piach na podsypkę (w zasadzie miał rację, przyjechał rozładować bloczki, od wtorku miał murować, a piachu nie ma) a hydraulik się obraził, chyba myślał, że telepatycznie domyślę się co jest mu potrzebne do pracy. Dał jednak radę. Dokończył dzieła, a teraz czeka na fundamenty, żeby zabrać się za hydraulikę do chudziaka. Mam tylko nadzieję, że dostanę listę rzeczy, które będę musiała domówić, aby panowie nie zagryźli mi się na budowie...
Muszę jednak uczciwie dodać, że zarówno cena za materiały jak i robociznę, była niewygórowana, zrobili dobrze, odbiory (poza oczywistymi oczywistościami związanymi z miejscowymi absurdami) odbyły sie szybko i bez problemu.
Wczoraj podpisałam również umowę na wodę w wodociągach, zamontowałi mi wodomierz (hydraulicy z wodociągów). Mogę już legalnie powiedzieć, że się mury pną do góry!!!