Garaż i inne przejścia...
Dawno nie pisałam, bo i niewiele się działo. Dzisiaj podwykonawca wylewał beton w garażu. Nie obeszło się jednak bez nerwów. O 7 rano zadzwonił, że nie można otworzyć bramy. Ja w domu z dzieckiem, bez auta, mąż w pracy... i wizja zepsutej, nowej, 5 metrowej bramy! Mało mnie nie trafiło! Zwłaszcza, że ostatni na budowie był podwykonawca i to on otwierał i zamykał bramę. Nie jest podłączona do prądu, więc nikt z pilotem po budowie nie biega. Po kilku minutach nerwów okazało się, że wszystko jest ok i brama się otwiera. Wylali beton, teraz czekamy aż wejdą hydraulicy.
Miałam nadzieję, że przy okazji dokończą taras i schody, albo chociaż schody, ale moja nadzieja spełzła na niczym. Pogoda nie była zła, trochę wiało, ale bez tragedii.
Tak samo z wełną, mieliśmy jechać po nią w piątek, ale wiatr był taki, że darowaliśmy sobie. Jedziemy we wtorek. Dobrze, że założyliśmy hak, wiele rzeczy będzie można teraz samemu załatwić.
Tak wygląda garaż od wewnątrz, nie wchodziłam dalej, bo był mokro.
Tomek oddał w hurtowni elektrycznej ten superdrogi ogranicznik przepięć, pan dalej uparcie twierdził, że ta cena jest nierealna, nawet potwierdzenie zapłaty z allegro było dla niego mało wiarygodne. Dobrze, że chociaż zwrot przyjęli, już bez sensu były dyskusje. A dla nas każda kasa się liczy, zwłaszcza, że na jednej części różnica wyszła 180 zł.
Pozdrawiam wszystkich czytających!!!